Six Nations: Krwawiące serce S.B. Williamsa czyli ...20.03.2019
TweetKrwawiące serce S.B. Williamsa czyli wielki finał Pucharu Sześciu Narodów w cieniu tragedii... (artykuł z CzasNaRugby)
W świecie sportu są miejsca, całe państwa, które kojarzą się z konkretną dyscypliną. Mówimy Brazylia, a przed oczyma wyobraźni widzimy dryblujących piłkarzy.
Mówiąc Kanada, myślimy o raju dla hokeistów. Rugby ma swoją mekkę, którą bez dwóch zdań jest Nowa Zelandia. Tak, Nowa Zelandia kojarzy się z ptakiem-nielotem kiwi i rugby, którego najwspanialszym odzwierciedleniem jest reprezentacja narodowa nazywana All Blacks.
15 marca 2019 r., dokonując zamachu w mieście Christchurch, terroryści bestialsko chcieli obedrzeć mieszkańców Nowej Zelandii oraz kibiców sportu na całym świecie, a w szczególności rugby, z tego oczywistego wręcz skojarzenia: Nowa Zelandia – rugby, rugby – Nowa Zelandia.
„Moje serce krwawi na wiadomość, która napłynęła z Christchurch. Przesyłam miłości i modlitwy do rodzin dotkniętych tą tragedią” napisał na Twitterze zaraz po zamachu gwiazdor nowozelandzkiego rugby Sonny Bill Williams.
Informacja o zamachu terrorystycznym na Antypodach odbiła się głośnym echem na całym świecie, zwłaszcza wśród kibiców rugby, którzy czekali na jeden z ważniejszych weekendów w roku, w ich sporcie. Każdy spośród trzech meczów rozgrywanych podczas Super Soboty, czyli ostatniej kolejki Pucharu Sześciu Narodów, został poprzedzony minutą ciszy.
Super Sobota była niewątpliwie, cytując Tomasza Hajtę „truskawką” na torcie całego Pucharu. Przez cały Turniej widzieliśmy bowiem zaciętą walkę Walii, Irlandii i Anglii o końcowe zwycięstwo.
Przed ostatecznym rozdaniem, spośród tych trzech reprezentacji, to rugbiści z Walii byli niepokonani i plasowali się na czele tabeli punktowej.
Ich zwycięstwa, bywały nieprzekonujące, lecz wygrana nad Anglikami ustawiała ich nie tylko w roli faworytów Six Nations, ale jako potencjalnych zdobywców Wielkiego Szlema (Grand Slam).
Kibice „Smoków” pamiętali jednak dreszczowiec rozgrywany na Stade de France, kiedy to „Trójkolorowi” po pierwszej połowie prowadzili 16 punktami, po to by finalnie przegrać 19-24.
Bardzo wysoko stały akcje Anglików, którzy w pierwszej kolejce zdominowali, zwłaszcza w młynie, Irlandczyków, choć później polegli w starciu z Walią. Pozostałe mecze wygrali jednak zdecydowanie, gromiąc Francję i Włochy.
Joe Schmidt, trener Zielonych, na konferencji prasowej przed Super Saturday zapewniał, że Irlandczycy pokrzyżują plany Walijczyków i sami postarają się sięgnąć po wygraną w Pucharze.
Na dole tabeli punktowej też było ciekawie. Potomkowie Williama Walace’a - Szkoci, tak samo krnąbrni jak ich średniowieczny przodek, pojechali na londyński Twickenham, żeby utrzeć nosa Anglikom. Przed turniejem głośno mówiono o znakomitych występach szkockich drużyn klubowych w Heineken Champions Cup (rugbowa liga mistrzów), które miały przełożyć się na wyniki reprezentacji. Niestety, nie tym razem.
Natomiast Włosi podjęli Francuzów. Ci pierwsi chcieli godnie pożegnać z Pucharem Sześciu Narodów legendę włoskiego rugby Sergio Parisse. Ci drudzy, zakończyć rozgrywki z twarzą, mimo iż kryzys francuskiego rugby trwa w najlepsze.
Choć widać pierwsze przebiśniegi w tej francuskiej zimie, jak Dupont czy Ntamack to do wiosny jeszcze daleko, a lanie, które zafundowali im Anglicy (44-8) pozostawiło głębokie rany.
Menu Super Soboty był doskonale zbilansowane. Najpierw przystawka, mecz Włochów z Francuzami, danie główne, czyli Walia kontra Irlandia i deser angielsko-szkocki. Pierwszy mecz nie zawiódł, ale i nie zaskoczył. Wygrali Francuzi 25-14, dla których punkty zdobywali głównie zawodnicy poniżej 23 roku życia.
Zawodnikiem meczu został wspomniany Parisse, który dwoił się i troił w obronie i ataku. Włosi w ostatnich minutach mieli piłkę meczową, ale tuż przed przyłożeniem piłkę młodziutkiemu Zanonowi wybił z rąk Penaud, który 3 minuty później sam skutecznie kończył akcję punktami, zamykając de facto mecz. Włosi jak zwykle ostatni, Francuzi jak zwykle poniżej oczekiwań.
Main course, to pokaz siły reprezentacji Walii. Zeszłoroczni triumfatorzy - Irlandczycy, nie potrafili odnaleźć się ani w ataku, ani w obronie.
Warren Gatland, trener Walii, taktycznie ograł Joe Schmidta, a do tego świetnie nastawił swoich zawodników mentalnie.
Już śpiewając hymn walijski „Land of My Fathers” (oczywiście w oryginale, a nie po angielsku) zawodnicy mało nie eksplodowali. Wytrzymali zaledwie do 1 minuty kiedy to zdobyli pierwsze przyłożenie.
Wymarzone wejście w mecz. Od tej chwili do końca kontrolowali przebieg spotkania, a łącznik ataku Gareth Anscombe skutecznie wybijał rugby z głowy Irlandczykom, raz za razem punktując ich z karnych.
Dopiero w ostatniej minucie meczu Jordan Larmour zapewnił Zielonym honorowe punkty. Wygrana w Six Nations, Grand Slam, 14 meczów bez porażki na koncie, znakomita dyspozycja wielu zawodników (Gatland mocno rotował składem) to wszystko stawia Walijczyków w roli jednego z faworytów rozgrywanego jesienią Pucharu Świata.
Wspomnieć należy jeszcze kapitana Smoków - Aluna Wyna Jonesa, który nie dość, że zagrał bardzo dobry turniej i był prawdziwym liderem swojej drużyny to potrafił zaskarbić sobie serca kibiców na całym świecie, kiedy chłopcu doprowadzającemu zawodników na murawę oddał swoją kurtkę, by ten nie marzł.
Dzieci zawsze czekają jednak na deser. Część dorosłych zresztą też. A tutaj dostaliśmy danie w sosie słodko-kwaśnym. Pierwsza część meczu należała do Anglików, którzy gromili Szkotów 31-7. W drugiej, mieliśmy nieoczekiwaną zmianę miejsc, jak w komedii Johna Landisa z Danem Aykroydem i Eddiem Murphym w rolach głównych. Rezultat końcowy 38-38.
Szkoci zostają z wywalczonym w zeszłym roku Calcutta Cup, a Anglicy… cóż, trener Eddie Jones będzie miał do myślenia, bo sytuacja, w której jego zawodnicy tracą 38 punktów z rzędu, prowadząc wcześniej 31-0 nawet jego zaskoczyła.
Na szczęście ze swojej bezradności wybrnął zmieniając beznadziejnego w drugiej połowie Farrella na Forda, który w ostatnich sekundach meczu dołożył brakujące do remisu 7 oczek.
Tegoroczny Puchar Sześciu Narodów zdecydowanie zaskoczył. Eksperci upatrywali wśród zwycięzców w pierwszej kolejności Irlandczyków. Ci zawiedli. Anglicy z kolei zagrali w kratkę, pewnie wygrywając, wręcz gromiąc przeciwników w pierwszych trzech kolejkach, po to by w czwartej przegrać z Walią, a w ostatniej cudem uniknąć kompromitacji ze Szkocją.
Rugbowy świat, a na pewno wielu kibiców w Polsce, czeka na odrodzenie Francji, którzy od 2012 roku kiedy stawali na drugim stopniu podium zarówno w Pucharze Świata jak i Pucharze Sześciu Narodów, nie mogą wrócić do dobrej gry, pomimo zmiany trenerów oraz znakomitej pod względem komercyjnym i sportowym ligi Top 14.
Przed rozpoczynającym się 20 września Pucharem Świata mamy chyba więcej pytań niż odpowiedzi. Do tego niestety doszły pytania o bezpieczeństwo. Trzeba jednak zaufać Japończykom, którzy na pewno położą nacisk na ten aspekt.
Wracając do straszliwego zamachu w Christchurch oddajmy głos samym zawodnikom. Reprezentujący obecnie Walię Hadleigh Parkes oraz reprezentant Szkocji Sean Maitland, urodzili się w Nowej Zelandii i swoje występy zadedykowali ofiarom terrorystów i ich rodzinom.
Parkes w pomeczowej wypowiedzi stwierdził „Myśląc o Nowej Zelandii, myślisz o bezpiecznym niebie”. Pozostając myślami z rodzinami zabitych, nie pozwólmy by Nowa Zelandia kojarzyła się jako strefa terroru, a wciąż pozostała bezpiecznym, rugbowym niebem.