Rugby, rywalizacja i rozwój20.11.2020
TweetArgentyna swój pierwszy mecz przeciwko Nowej Zelandii rozegrała 26 października 1985 w Buenos Aires. Przegrała 22:30. W powtórce, tydzień później, sensacyjnie zremisowała 21:21 po świetnym występie niesamowitego łącznika ataku Hugona Porty (m.in. 3 drop goale). Ale na pierwsze zwycięstwo musiała czekać 30 meczów i niemal równe 35 lat.
Po drodze pasmo samych porażek. M.in. w 1989 – 9:60, w 1997 – 8:93 i 10:62, w 2001 – 19:67, na Pucharze Świata w 2011 – 10:33. Bilans meczów Argentyny z Nową Zelandią na koniec 2011 wynosił 0:13 (plus wspomniany remis), z RPA – 0:13, a z Australią – 4:12 (plus jeden remis). Mimo tak fatalnych statystyk w 2012 Argentyna dostała niesamowitą szansę. Zaproszono ją do udziału w turnieju Tri Nations gromadzącym dotąd tylko trzy niekwestionowane potęgi południowej półkuli. Turniej zmienił nazwę na The Rugby Championship i Argentyna zaczęła praktycznie co roku rozgrywać po sześć spotkań z rywalami z najwyższej półki (nie licząc spotkań z Europejczykami). W trzech pierwszych edycjach zajmowała ostatnie miejsca. W czwartej po pięknym i pierwszym w historii zwycięstwie nad Południową Afryką zajęła trzecią lokatę. A potem, choć wróciła do „drewnianych łyżek”, solidnie mieszała i psuła szyki faworytom. W 2018 wygrała i z Południową Afryką, i z Australią. A w ostatni weekend – cóż, sami widzieliśmy.
Dalsza część obszernego artykułu Grzegorza Bednarczyka na blogu „W szponach rugby” [kliknij]
Dalsza część obszernego artykułu Grzegorza Bednarczyka na blogu „W szponach rugby” [kliknij]